Gdzie ci Ojcowie?

W potocznym przekonaniu na terapii rozmawia się przede wszystkim o matkach - o tym, jak wiele znaczyły, jak wiele zrobiły dobrego i jak zawodziły. Z mojego doświadczenia wynika rzeczywiście, że tak jest. O matce prędzej czy później zaczynamy rozmawiać na terapii i zawsze są te emocjonujące momenty. Ojcowie są bardziej w tle. 
No właśnie! Bo o ojcach często słyszę, jako o nieobecnych, wycofanych postaciach kryjących się za pracą, spędzaniem czasu "w garażu", ustępujących swoim żonom i porzucającym emocjonalnie swoich synów i córki.  
Córki tęsknią do niedostępnych ojców - idealizują ich, opiekują się nimi i wybaczają nieobecność. W swoim dorosłym życiu biorą za mężów podobnych mężczyzn - wycofanych, nieobecnych, do których serc i umysłów (czasem też ciał) muszą dobijać się. Zdarzają się też ojcowie zaangażowani - ale w taki surowy, nieprzyjazny sposób, stawiający wymagania i krytyczni. Nie okazujący ciepła i miłości. Więc dorosłe już córki także są w stanie wytłumaczyć ich surowość, a nawet im współczuć zapominając o swoim cierpieniu. 

Ci niedostępni, nieobecni fizycznie i/lub emocjonalnie ojcowie mają też synów, których pozostawiają w samotności. Bo chłopcy nie należą przecież do świata kobiet, a do świata mężczyzn nie są zapraszani. Więc próbują sami jakoś wymyślić swoją męskość popadając czasem w karykaturalne wyobrażenia o niej. Czasem w dorosłym już życiu wierni swoim ojcom postępują tak, jak oni przekazując samotność i opuszczenie swoim dzieciom. Ojcom łatwo przychodzi tłumaczenie swojej nieobecności. Przecież wymaga się od nich utrzymywania rodziny i zajmowania się "męskimi sprawami"! 
Więc właśnie to robią, a że nie ma ich dla bliskich ? No cóż... Zresztą nie wiedzieliby, jak zachowywać się inaczej. Są przecież też synami nieobecnych ojców. 

Prócz ojców nieobecnych zdarzają się ojcowie "źle obecni" - uzależnieni od alkoholu, agresywni, krzywdzący swoje partnerki i dzieci. Są ojcowie, którzy chcą swoich synów "wychować na mężczyzn" - więc krytykują chłopców, gdy ci czegoś nie potrafią (a dzieci przecież nic nie potrafią) i wyśmiewają, gdy synowie okazują swoje cierpienie.

Zapewne są dobrzy ojcowie - wystarczająco obecni, dostępni i uczuciowi. Ale rzadko o nich słyszę podczas sesji terapeutycznych. Widać trafiają do mnie przede wszystkim dzieci tych innych ojców.
Na terapii dorośli chłopcy mogą uczyć się bycia lepszymi ojcami. Mogą starać się zerwać tę "sztafetę pokoleń" opuszczających ojców. Czasem myślę (choć może zabrzmieć to wielkościowo), że terapia do dążenie nie tylko do zmiany przeżywania i życia tej konkretnej osoby/pary, z którą się spotykam, lecz także ich dzieci i dzieci ich dzieci...

A po sesjach, na których rozmawiam o ojcach i synach myślę o relacjach z moim ojcem i  synami.  A mam, o czym myśleć...

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Gdy czas się zatrzymuje...