Posty

Wyświetlanie postów z październik, 2014

„Szczęścia, zdrowia, pomyślności” ... czyli czego?

Obraz
Było to tuż po ostatniej światowej wojnie. Mała dziewczynka przyszła do swojej mamy i powiedziała: „mamo, jestem głodna”. W odpowiedzi usłyszała: „idź do ogrodu i narwij sobie agrestu”  (nie wiem dlaczego, ale wydaje mi się, że było to wypowiedziane szorstkim głosem). Próbowaliście się kiedyś najeść agrestem? Od tamtej chwili minęło prawie 70 lat. Jest to jedna z niewielu opowieści, jakie słyszałem o dzieciństwie mojej mamy. Gdy ta mała dziewczynka miała już swoje dzieci dbała o to, by nie były głodne. Gotowanie było wyrazem jej miłości i troski. Czy Twoim zdaniem same dbanie o "wikt i opierunek" może wystarczyć, aby dzieci wyrastały na szczęśliwych dorosłych? Jak myślisz, co jeszcze rodzice mogą zrobić dla szczęścia swoich dzieci? Chyba każdy człowiek chce być szczęśliwy. Mam wrażenie jednak, że nie dla każdego jest to na tyle ważne, aby zrobić coś ku temu. Jednym westchnieniem „takie jest życie” potrafimy zrezygnować ze szczęścia tłumacząc siebie okolicznościami zewnętrznym