Zastanowienie się nad "kosztem alternatywnym" prowadzonego życia (czyli dostrzeżenie, jakie korzyści tracę nie żyjąc tak, jak mógłbym/mogłabym) może przynieść satysfakcję. Stanie się tak wówczas, gdy korzyści utracone są niższe niż korzyści, jakie czuję żyjąc tak jak żyję. Gdy uznam, że żyję w najlepszy dla mnie sposób - wiem to, jestem szczęśliwa / szczęśliwy. 
Zastanawianie się może się też okazać się frustrujące. 
Bo co, gdy odezwie się we mnie tęsknota do tego "alternatywnego" życia i żal, że nie jest moim udziałem?

Frustrację mogę próbować schować głęboko - zapracować się, zająć życiem innych, zanarzekać się, zadepresić lub zacząć robić sobie krzywdę (a pomysłowość ludzka na zapominanie jest nieograniczona - począwszy od base jumpingu po samogon).

Mogę też tę frustrację wykorzystać. Mogę znaleźć w niej siłę do zmiany - do wyjścia ze swojej strefy komfortu. To będzie taki "life base jumping" - skoczę w przestrzeń rezygnując z tego, co mam po to być mieć to, do czego tęsknię.

Czy warto więc myśleć o "innym życiu"?
A ile byś zapłacił / zapłaciła za to by być szczęśliwym / szczęśliwą?




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Gdy czas się zatrzymuje...