Z pamiętnika życiowego kołcza - O błędach
Onegdaj przyszedł do mnie pewien mężczyzna,
który na początku powiedział, że chce zwiększyć swoją skuteczność w rozmowach z
pracownikami. Zaczęliśmy więc rozmawiać o jego pracy tylko, że częściej niż o
pracownikach mój rozmówca wspominał o swojej partnerce. Zajęło nam ze dwie
sesje uznanie przez tego pana, że ważniejsze dla niego są relacje osobiste niż
zawodowe. Kolejne sesje poświęciliśmy na ustalenie, czego on oczekuje od swojej
partnerki, dlaczego w ogóle z nią jest i jak chce, aby te wspólne bycie
wyglądało. W którymś momencie naszej
rozmowy ów mężczyzna stwierdził, że popełnił błąd wiążąc się z tą osobą. Uznanie,
że zainwestował wiele wysiłku i czasu w związek , w którym jest nieszczęśliwy było
dla niego bardzo trudne. Dopiero teraz
zrozumiał, że popełnił błąd. Nie lubił popełniać błędów. Chyba zresztą nikt nie
lubi. Błędy nam się źle kojarzą. W
szkole karano za nie, w domu często także (choć przecież każdy nastolatek może
się pomylić i zamiast o 20 wrócić
wcześnie rano – następnego dnia?) . A przecież błędy są nieodłączną częścią
naszego życia. Tym bardziej, że tylko z perspektywy czasu możemy coś ocenić
jako błąd. W momencie dokonywania wyboru, podejmowania działania – mając określone
informacje, przekonania, stan ducha i ciała jesteśmy zazwyczaj przekonani o
swojej słuszności. O tym, że coś było błędem przekonujemy się dopiero po
czasie. Nie popełnia
błędów tylko ten, co nic nie robi!
W filmie „Wojna domowa” instruktor
narciarstwa (grany przez Bogumiła Kobielę)
powtarzał: „Jak sie nie wywrócis,
to sie nie naucys” (https://www.youtube.com/watch?v=9RfLuy1xVGw)
. Ta filmowa mądrość jest inną postacią stwierdzenia, że ludzie uczą się tylko
na własnych błędach. To prawda
w przypadku nauki jazdy na nartach i wielu, wielu innych naszych aktywności. Gdy dwulatek sprawdzi ręką, że ogień parzy, to te doświadczenie zostanie w jego pamięci do końca życia (czasem razem z blizną…). Błąd jest informacją – „tego tak nie rób” – i, jeżeli dalej staramy się osiągnąć to, co zamierzaliśmy – kolejne działanie będzie już inne. Wydaje się to całkiem rozsądnym podejściem. Metodą prób i błędów małe dzieci uczą się budowania domów z klocków, a dorośli konstruują rakiety kosmiczne. Dowodem na skuteczność tej metody, prócz dziecięcych konstrukcji,są dokonania np. wynalazców. Kiedyś Thomas Edison komentując swoje prace nad wynalezieniem żarówki powiedział: „Nie odniosłem niepowodzenia. Poznałem 10 tysięcy sposobów, w jaki nie można tego zrobić”. Tak myśląc podejmował kolejne próby i udało mu się (przy okazji nam także – wyobrażacie sobie chodzenie spać „razem z kurami”?).
Jednak sama wytrwałość do tego sukcesu nie wystarczy. Edison po każdej próbie modyfikował swój pomysł. Po niepowodzeniu warto zastanowić się nad jego przyczynami, pomyśleć, co warto zmienić i … zacząć jeszcze raz. Tak zrobił np. Henry Ford. Zaczął od pomysłu o uruchomieniu masowej produkcji tanich zegarków. Później zainteresował się za samochodami. Pierwszych jego kilka firm zupełnie zbankrutowało, z jednej sam odszedł pokłócony ze wspólnikami. Sukcesem (który trwa do dziś) było dopiero uruchomienie produkcji Forda T produkowanego na taśmie produkcyjnej (pierwszego taniego samochodu wytwarzanego masowo – coś zostało tu z „zegarkowej”). Może się wydawać, że w obliczu niepowodzenia, zmiana sposobu działania jest jedynym rozsądnym rozwiązaniem (oczywiście jeżeli odrzucimy całkowitą rezygnację). Tak „może się wydawać” przy założeniu, że ludzie postępują racjonalnie. Z tą racjonalnością nie jest jednak tak dobrze jakbyśmy tego chcieli.
W uczeniu się poprzez błędy ważne są dwa elementy. Pierwszym jest wytrwałość – „nie
udało się, więc spróbuję jeszcze raz”. Jeżeli zrażalibyśmy się do nawiązywania
kontaktów z płcią przeciwną (np. po pierwszej złośliwej uwadze połączonej z
pełnym politowania spojrzeniem) to pewnie ludzkości by nie było. Na szczęście
większość ludzi ma w sobie odpowiednie zasoby wytrwałości (przynajmniej jeśli
chodzi o relacje damsko – męskie). Wytrwałość użyteczna jest w sprawach
mniejszej i większej wagi np. w uprawianiu przydomowego ogródka, poszukiwaniu
pracy, tworzeniu satysfakcjonujących związków, wyjaśnianiu początków
Wszechświata. Jedną z różnic pomiędzy tymi, którzy osiągają w życiu to, co
pragną i tymi, którym się to nie udaje, jest różny poziom wytrwałości. Ludzie, którzy „wyrzuceni
drzwiami, wchodzą oknem” tworzą sobie szanse na końcowy sukces. w przypadku nauki jazdy na nartach i wielu, wielu innych naszych aktywności. Gdy dwulatek sprawdzi ręką, że ogień parzy, to te doświadczenie zostanie w jego pamięci do końca życia (czasem razem z blizną…). Błąd jest informacją – „tego tak nie rób” – i, jeżeli dalej staramy się osiągnąć to, co zamierzaliśmy – kolejne działanie będzie już inne. Wydaje się to całkiem rozsądnym podejściem. Metodą prób i błędów małe dzieci uczą się budowania domów z klocków, a dorośli konstruują rakiety kosmiczne. Dowodem na skuteczność tej metody, prócz dziecięcych konstrukcji,są dokonania np. wynalazców. Kiedyś Thomas Edison komentując swoje prace nad wynalezieniem żarówki powiedział: „Nie odniosłem niepowodzenia. Poznałem 10 tysięcy sposobów, w jaki nie można tego zrobić”. Tak myśląc podejmował kolejne próby i udało mu się (przy okazji nam także – wyobrażacie sobie chodzenie spać „razem z kurami”?).
Jednak sama wytrwałość do tego sukcesu nie wystarczy. Edison po każdej próbie modyfikował swój pomysł. Po niepowodzeniu warto zastanowić się nad jego przyczynami, pomyśleć, co warto zmienić i … zacząć jeszcze raz. Tak zrobił np. Henry Ford. Zaczął od pomysłu o uruchomieniu masowej produkcji tanich zegarków. Później zainteresował się za samochodami. Pierwszych jego kilka firm zupełnie zbankrutowało, z jednej sam odszedł pokłócony ze wspólnikami. Sukcesem (który trwa do dziś) było dopiero uruchomienie produkcji Forda T produkowanego na taśmie produkcyjnej (pierwszego taniego samochodu wytwarzanego masowo – coś zostało tu z „zegarkowej”). Może się wydawać, że w obliczu niepowodzenia, zmiana sposobu działania jest jedynym rozsądnym rozwiązaniem (oczywiście jeżeli odrzucimy całkowitą rezygnację). Tak „może się wydawać” przy założeniu, że ludzie postępują racjonalnie. Z tą racjonalnością nie jest jednak tak dobrze jakbyśmy tego chcieli.
Amerykański psycholog
społeczny Leon Festinger w latach 50-tych zeszłego
wieku sformułował teorię dysonansu poznawczego. Wyjaśniał, że ludzie przeżywają
nieprzyjemne emocje, gdy dotrą do nich dwie sprzeczne informacje dotyczące
ważnych dla nich sfer życia. Taki dysonans pojawia się w zagorzałym wielbicielu
schabowych, gdy nieopatrznie spojrzy na film z rzeźni zakładów mięsnych.
To samo przeżywa palacz czytając o wpływie palenia na zdrowie. Pojawienie się nieprzyjemnych emocji to dopiero początek tego, co się w nas dzieje. Bo co możemy zrobić w tej sytuacji? Zrezygnować ze schabowych, rzucić palenie? RZUCIĆ PALENIE??!! Niektórzy rzucają (są nawet tacy, którzy mogą się pochwalić tym, że wielokrotnie rzucali palenie), a jeszcze inni … uruchamiają całą procedurę udowadniania sobie, że palenie akurat im nie zaszkodzi, że te „strachy to na Lachy”, że bez palenia mieliby większe kłopoty z powodu otyłości lub nieustających kłótni, itp., itd.
A co robią i bezczelnie wielkimi straszącymi napisami na opakowaniach papierosów? Po prostu ich nie dostrzegają. Eliot Aronson pisze o „błędzie potwierdzenia” – mechanizmie polegającym na ignorowaniu i niezauważaniu informacji niezgodnych z naszymi przekonaniami, a nadawaniu większej wagi informacjom, które nad odpowiadają. „Błąd potwierdzenia” to sposób naszego umysłu na radzenie sobie z dysonansem poznawczym. Wielbiciele schabowych omijają skwapliwie informacje o szkodliwości nadmiaru wieprzowiny i komunikaty obrońców zwierząt. Za to z dużą uwagą czytają doniesienia o korzystnym wpływie białka zwierzęcego na organizm. Palacz, który odwiedzi przychodnię zdrowia (bo mu dokucza kaszel…) spędzi kilka godzin czekając na lekarza na korytarzu i nie zauważy wiszącego przed nim wielkiego plakatu pokazującego płuca nałogowca. To wszystko dzieje się poniżej poziomu świadomości – niejako automatycznie. Dzięki „błędowi potwierdzenia” unikamy nieprzyjemnych emocji związanych z dysonansem poznawczym.
To samo przeżywa palacz czytając o wpływie palenia na zdrowie. Pojawienie się nieprzyjemnych emocji to dopiero początek tego, co się w nas dzieje. Bo co możemy zrobić w tej sytuacji? Zrezygnować ze schabowych, rzucić palenie? RZUCIĆ PALENIE??!! Niektórzy rzucają (są nawet tacy, którzy mogą się pochwalić tym, że wielokrotnie rzucali palenie), a jeszcze inni … uruchamiają całą procedurę udowadniania sobie, że palenie akurat im nie zaszkodzi, że te „strachy to na Lachy”, że bez palenia mieliby większe kłopoty z powodu otyłości lub nieustających kłótni, itp., itd.
A co robią i bezczelnie wielkimi straszącymi napisami na opakowaniach papierosów? Po prostu ich nie dostrzegają. Eliot Aronson pisze o „błędzie potwierdzenia” – mechanizmie polegającym na ignorowaniu i niezauważaniu informacji niezgodnych z naszymi przekonaniami, a nadawaniu większej wagi informacjom, które nad odpowiadają. „Błąd potwierdzenia” to sposób naszego umysłu na radzenie sobie z dysonansem poznawczym. Wielbiciele schabowych omijają skwapliwie informacje o szkodliwości nadmiaru wieprzowiny i komunikaty obrońców zwierząt. Za to z dużą uwagą czytają doniesienia o korzystnym wpływie białka zwierzęcego na organizm. Palacz, który odwiedzi przychodnię zdrowia (bo mu dokucza kaszel…) spędzi kilka godzin czekając na lekarza na korytarzu i nie zauważy wiszącego przed nim wielkiego plakatu pokazującego płuca nałogowca. To wszystko dzieje się poniżej poziomu świadomości – niejako automatycznie. Dzięki „błędowi potwierdzenia” unikamy nieprzyjemnych emocji związanych z dysonansem poznawczym.
Gdy popełnimy błąd możemy go naprawić
zmieniając swoje zachowanie. Zmiana jednak nastąpi wówczas, gdy przyznamy, że
się myliliśmy. To czasem jest dla nas kosztowne, a nawet zbyt kosztowne. Wyobraźmy sobie , że kiedyś rodzice powiedzieli
ci, że ładnie śpiewasz. Więc postanowiłeś zostać światowej sławy tenorem lub sopranistką. Uczęszczałeś
do wielu szkół muzycznych, brałeś prywatne lekcje u najlepszych (i
najdroższych) nauczycieli, zrezygnowałeś z wielu przyjemności i.. żadnych
sukcesów. Nikt nie chce ci dać zaśpiewać publicznie żadnej arii. Kolejni twoi słuchacze
przebąkują coś o braku talentu, o jakimś słoniu, który komuś nadepnął na ucho…
Pojawia się w tobie dysonans poznawczy – „wiem, że cudownie śpiewam a oni
mówią, że zdecydowanie nie cudownie”. Co robić? Na pomoc pośpieszy ci „błąd
potwierdzenia” – ignorujesz wszelkie uwagi niekorzystne dla ciebie a pielęgnujesz
nawet najdrobniejsze informacje
potwierdzające twoje przekonanie. Tak
można przeżyć całe życie jako „nierozpoznany genialny talent”!
Co osiągnąłeś ? – Pozostałeś w przekonaniu, że NIE popełniłeś żadnego błędu. A że jesteś nieszczęśliwy…no cóż, szczęście jest stanowczo przereklamowane. Eliot Aronson napisał kiedyś, że ludzie nie tyle są racjonalni ile racjonalizują (czyli znajdują uzasadnienia wyglądające na wynikające z logiki i faktów) swoje nieracjonalne decyzje.
Co osiągnąłeś ? – Pozostałeś w przekonaniu, że NIE popełniłeś żadnego błędu. A że jesteś nieszczęśliwy…no cóż, szczęście jest stanowczo przereklamowane. Eliot Aronson napisał kiedyś, że ludzie nie tyle są racjonalni ile racjonalizują (czyli znajdują uzasadnienia wyglądające na wynikające z logiki i faktów) swoje nieracjonalne decyzje.
Tak samo postępują ludzie w bardzo wielu
powszechniej spotykanych sytuacjach. Zdarza się, że ktoś pracuje w miejscu, w
którym się męczy – robi to, czego nie lubi i/lub pracuje z ludźmi, których nie
cierpi. Nic nadzwyczajnego – popełnił błąd decydując się na tę pracę. Wystarczy
ją zmienić. Ale zmiana oznacza ryzyko. Więc z jednej strony nie chce tu
pracować, a z drugiej boi się pójść gdzie indziej. Jego umysł zaczyna więc podsuwać mu
usprawiedliwiania - „wszędzie jest tak
samo, już się przyzwyczaiłeś, po za tym masz tu swój ulubiony kubek i
niedaleko do przystanku. ” W ten sposób
mija kolejny rok. Niechęć do chodzenia do pracy coraz większa, koniec tygodnia coraz
bardziej utęskniony, bez piwa już usnąć nie można. Stres zaczyna niszczyć ciało i życie.
Przepis „Jak sie nie wywrócis, to sie nie naucys” – zamienia się w smutne „Jak sie wywrócis, to tez sie nie naucys” .
Przepis „Jak sie nie wywrócis, to sie nie naucys” – zamienia się w smutne „Jak sie wywrócis, to tez sie nie naucys” .
Tak może być ze studiami „bez sensu –
dla nas”, potem z pracą
„nie dla nas”, związkiem „z niewłaściwą osobą”.
Niektórzy zorientują się, że tkwią w błędzie – wielkim błędzie –po
pierwszym zawale lub pobycie na oddziale odwykowym. Inni przeżyją nieszczęśliwe
życie. Są też tacy, którzy wobec oznak, że „coś jest nie tak”, zamiast sztuczek
umysłowych postanowią się temu przyjrzeć realnie na tyle, na ile jest to
możliwe i dokonać zmiany. Naprawić błąd. Nie jest to łatwe. Trzeba przecież uznać, że
się myliliśmy, znaleźć nowe rozwiązanie i podjąć ryzyko jego realizacji. Tym
świadomym procesom nie pomagają zasady
rządzące naszym mózgiem poznane przez neurobiologów . Ich zdaniem nasz mózg nie lubi zmian i kocha
pewność. Nawet jeżeli jest to pewność nieprzyjemnych sytuacji. Więc raczej będzie
unikał myślenia o zmianie – będzie zakrywał je w mgle tysiąca mniej ważnych
myśli, zapominał, odkładał pomyślenie „na jutro”. Myślenie będzie w ogóle upośledzone przez stres.
Gdy przeżywamy silne emocje niewiele jest w mózgu zasobów racjonalnego do
szukania nowych rozwiązań. Mało tego – nasz mózg nawet nie dostrzeże nowych możliwości.
To tak jakbyśmy stali przed zamkniętymi drzwiami,
czuli z tego powodu złość i smutek, a jednocześnie nie byli w stanie spojrzeć w
bok i zobaczyć otwartej bramy. Z czasem zaczniemy sobie mówić, że tych drzwi
się nie da po prostu przejść, że nikt nie przechodzi, że taki jest świat… A gdy
ktoś pomacha nam z drugiej strony to pomyślimy, że udało mu się bo jest łotrem.
A zresztą na pewno i jemu jest źle.
Oczywiście nasz mózg to nie my i możemy –
nawet wbrew neurobiologii – stworzyć wizję lepszego życia i podjąć się jej
realizacji.
Na szczęście są ludzie wokół, którym na nas zależy – przyjaciele, bliscy. Oni – nie ograniczeni przeżywanym przez nas dysonansem poznawczym, błędem potwierdzenia i naszego mózgu pragnieniem pewności – mogą uporczywie nam zwracać uwagę na to, czego nie możemy (bo nie chcemy - lub odwrotnie) zauważyć. Te drzwi można otworzyć! Można skorzystać z bramy obok! Jeżeli pozwolimy sobie na usłyszenie tego, co mówią, to wówczas będzie nam łatwiej zmienić sytuację, w której cierpimy. Jeżeli nie mamy takich ludzi wokół siebie możemy skorzystać z „zewnętrznego oglądu” profesjonalisty – coacha.
Na szczęście są ludzie wokół, którym na nas zależy – przyjaciele, bliscy. Oni – nie ograniczeni przeżywanym przez nas dysonansem poznawczym, błędem potwierdzenia i naszego mózgu pragnieniem pewności – mogą uporczywie nam zwracać uwagę na to, czego nie możemy (bo nie chcemy - lub odwrotnie) zauważyć. Te drzwi można otworzyć! Można skorzystać z bramy obok! Jeżeli pozwolimy sobie na usłyszenie tego, co mówią, to wówczas będzie nam łatwiej zmienić sytuację, w której cierpimy. Jeżeli nie mamy takich ludzi wokół siebie możemy skorzystać z „zewnętrznego oglądu” profesjonalisty – coacha.
Właśnie na tym polega to, co robię. Jestem
takim „dodatkowym okiem i umysłem” – głosem z zewnętrznego świata. Przychodzą do mnie ludzie przeżywający silne
emocje związane z ich aktualną sytuacją.
Pomagam im zrozumieć , co i dlaczego czują, wspólnie szukamy nowych
rozwiązań patrząc z różnych
perspektyw na
ich sytuację, pragnienia i możliwości. Te poszukiwania wymagają od nich pokory
i gotowości do uznania, że: coś „jest nie tak”, coś „źle” robią - może popełniają
jakieś błędy. Podczas wspólnego oglądu odkrywają, że MOGĄ, że WARTO, że jest SENS. Niektórzy z nich znajdują w
sobie tyle odwagi, żeby zacząć działać.
Wówczas po stwierdzeniu „Jak sie nie wywrócis, to sie nie naucys” pojawia się „Jak sie wywrócis i sie naucys to będziesz szczęśliwszy”
Wówczas po stwierdzeniu „Jak sie nie wywrócis, to sie nie naucys” pojawia się „Jak sie wywrócis i sie naucys to będziesz szczęśliwszy”
Mój rozmówca – gdy już uznał błąd –
postanowił wyciągnąć z tego wnioski. Miał kilka możliwości: mógł związek
zakończyć, mógł zmienić swoje
oczekiwania wobec niego, mógł starać się wpłynąć na partnerkę, mógł też
pozostawić sprawy swojemu biegowi. Wspólnie przeanalizowaliśmy koszty i
korzyści każdego z wyborów i mężczyzna podjął decyzję. Czy tym razem dobrą dla
siebie? Czas pokaże…tym razem
Artur Brzeziński, coach.integra@gmail.com”
Komentarze
Prześlij komentarz