W potocznym przekonaniu na terapii rozmawia się przede wszystkim o matkach - o tym, jak wiele znaczyły, jak wiele zrobiły dobrego i jak zawodziły. Z mojego doświadczenia wynika rzeczywiście, że tak jest. O matce prędzej czy później zaczynamy rozmawiać na terapii i zawsze są te emocjonujące momenty. Ojcowie są bardziej w tle. No właśnie! Bo o ojcach często słyszę, jako o nieobecnych, wycofanych postaciach kryjących się za pracą, spędzaniem czasu "w garażu", ustępujących swoim żonom i porzucającym emocjonalnie swoich synów i córki. Córki tęsknią do niedostępnych ojców - idealizują ich, opiekują się nimi i wybaczają nieobecność. W swoim dorosłym życiu biorą za mężów podobnych mężczyzn - wycofanych, nieobecnych, do których serc i umysłów (czasem też ciał) muszą dobijać się. Zdarzają się też ojcowie zaangażowani - ale w taki surowy, nieprzyjazny sposób, stawiający wymagania i krytyczni. Nie okazujący ciepła i miłości. Więc dorosłe już córki także są w stanie wytłumaczy...
Od najwcześniejszych chwil naszego życia uczymy się budować relacje z innymi osobami. Jeżeli przyszło nam rozwijać się w bezpiecznym środowiska i otrzymaliśmy odpowiednio dużo miłości, troski, uważności, otuchy, akceptacji, zgody na niezależność i badanie świata to mamy szanse, że wytworzy się w nas "bezpieczny styl przywiązania". Będziemy tworzyć dobre relacje - dobre dla nas i naszych bliskich. Gdy warunki, w których dorastaliśmy były trudne, miłości, uważności był niedostatek (lub było jej tak dużo, że nie zostawiała przestrzeni na samodzielność) wówczas wytwarzają się w nas "pozabezpieczne style przywiązania" - boimy się relacji, unikamy ich, trudno nam w nich być ( i trudno z nami być). Poniżej przedstawiamy zestaw postaw osoby tworzącej bezpieczny styl przywiązania (na podstawie książki A. Levine, R. Heller, Partnerstwo bliskości. Jak teoria więzi pomoże ci stworzyć szczęśliwy związek). Można założyć, że osoby z "pozabezpiecznymi stylami przywiązania...
Co myślisz o przyszłości? Boisz się jej, czy czekasz na nią z radością? Jesteś „czarnowidzem /-dzką”, czy „jasnowidzem/-dzką”? Jak się z tym czujesz? Spodziewanie się najgorszego – „czarnowidzenie” – ma długą historię. Tak długą, jak historia naszego gatunku. Nasi przodkowie spodziewając się „najgorszego” gromadzili zapasy, budowali schronienia. Tak powolutku, pomalutku zbudowali cywilizację, w której jutro dla miliardów ludzi (ale nie wszystkich niestety) jest bezpieczne. Skłonność do negatywnych oczekiwań nadal jest w nas choć nasza rzeczywistość różni się do tej sprzed tysięcy lat. Współcześnie ta skłonność może nam szkodzić. Kłopot pojawia się, gdy „czarnowidzimy” wiele i często. Tak wiele i tak często, że tracimy radość z życia. „Lepiej się nie spodziewać czegoś dobrego, bo można zapeszyć. Można się też mocno rozczarować. Wówczas będzie bardziej bolało niż gdybyśmy się nie nastawiali pozytywnie. Właściwie to nawet lepiej nastawić się negatywnie. Wówczas, jak nasze p...
Komentarze
Prześlij komentarz